Przyznaje sie bez bicia, ze jestem serialomaniaczka i (jesli tylko czas pozwala), marnotrawie na nie wieksza czesc weekendu :P Ostatnio, niestety, troche je (lyzwiarstwo tez;() zaniedbalam, ale juz podsuneliscie mi kilka propozycji, na ktore na pewno rzuce okiem, jak tylko ustabilizuje mi sie sytuacja w pracy.
Jesli chodzi o moje serialowe preferencje, to rozpad zwiazku Brendy i Dylana (<3) zniszczyl mi dziecinstwo :P Do tej pory - z sentymentu - zdarza mi sie czasem pozlorzeczyc na niejaka Kelly Taylor :D Tak, zdecydowanie jestem z "pokolenia BH 90210" :P
Kochalam "Doktor Quinn", "Polnoc-Poludnie", "Ptaki ciernistych krzewow" (chociaz ksiazka jest jeszcze piekniejsza). Upodlilam sie, regularnie ogladajac "Zbuntowanego aniola" i rumienie sie teraz za kazdym razem, jak widze jego powtorkowa emisje na Pulsie wieczorami :P (o, wlasnie leci mi za plecami, a ja nie przelaczam...:P Jak to mawia Kasia - "guilty pleasure" :P)
Serialem Mojego Zycia (o ile cos takiego istnieje :P) jest z pewnoscia "ER", czyli "Ostry dyzur". Obejrzalam kilkukrotnie wszystkie pietnascie serii i, zabijcie mnie, ale jestem przekonana, ze psychologizm bohaterow tego serialu, subtelne natezenie emocji, jakie wywoluje w widzach, nienachalna moralistyka bija na glowe wiele filmow kinowych, ktore nagrodzone zostaly Oscarami. Szczerze mowiac, do dzisiaj rzadko udaje mi sie wczuc calkowicie w jakas historie filmowa, bo...znam jej bohaterow zbyt powierzchownie, zbyt krotko :D O mojej wiezi emocjonalnej z Carterem, Dougiem, Carol, a przede wszystkim niezastapionym Markiem Greene'm (hektoliktry moich lez wylanych na odcinku "On the beach") moglabym napisac ksiazke. Dla mnie to serialowy klasyk;)
Z tych tytulow, ktorych nie wymieniliscie, dodaje od siebie: "The Practice" (taki prawniczy "Ostry dyzur"

i "Damages" - tez prawniczy, z rewelacyjna Glenn Close;)